środa, 11 maja 2011

1Q84 Tom 1. - Haruki Murakami

Natura obdarzyła mnie wieloma przeróżnymi cechami - za niektóre z nich jestem jej wdzięczna, a niektórych po prostu nie rozumiem. Taka przeplatanka. Wśród tych, których nie rozumiem, jest dziwny rodzaj przekory, która objawia się na przykład tym, że jak wszyscy czytają Murakamiego i się nim zachwycają, to ja się przed nim stanowczo wzbraniam, choć gdzieś w głębi duszy czekam, aż mnie sam dopadnie :-) I dopadł mnie Murakami w postaci obecnego wyzwania. :-) Chciałam mieć jakiś czynnik motywujący i sięgnąć wreszcie po książkę japońskiego pisarza, który cieszy się coraz większą popularnością. Stwierdziłam, że już najwyższy czas nadrobić zaległości, bo wśród książkoholików jestem chyba jedyną osobą, która jeszcze go nie poznała. Trafiłam w bibliotece na 1Q84. Wypożyczyłam, choć obiecałam sobie, że tylko oddam książki... Długo nie mogłam się zabrać za czytanie - odstraszała mnie twarda okładka i 480 stron, czyli dodatkowy kilogram w torebce. Jednak na leżaku w pełnym  słońcu sprawa wygląda zupełnie inaczej :-)

Powieść 1Q84 jest jedną wielką przeplatanką. Na pierwszy rzut oka widać to po układzie rozdziałów - Aomame, Tengo, Aomame, Tengo. Następny element przeplatanki to narracja - trzecioosobowa i pierwszoosobowa. A cała reszta to przeplatanka zdarzeń i emocji, które owe zdarzenia wywołują. Przeplata się też dobro ze złem, rzeczywistość z tym, co nierealne, przeszłość z teraźniejszością. Przeplatanką są też zajęcia bohaterów - Tengo jest czasem nauczycielem, czasem początkującym pisarzem; Aomame  - czasem masażystką, czasem morderczynią. Oboje grają w ryzykowną grę i oboje nie do końca wiedzą, o co tak naprawdę w tej grze chodzi. Gdzieś między tymi dwoma światami są dwa księżyce, szpilkulec, Powietrzna poczwarka, Little People i Sinfonietta Janacka. 

Książka jest oryginalna, fabuła niebanalna, a sposób prowadzenia akcji stopniowo rozbudza ciekawość czytelnika. Przy każdym rozdziale jest symbol księżyca, którego "nasycenie" zmienia się od tzw. rogalika do pełni, a potem w druga stronę. Drobny element graficzny, ale jak doskonale dopasowany do klimatu książki!

Moim jedynym rozczarowaniem było to, że rozbudzona ciekawość nie zostaje zaspokojona na koniec pierwszego tomu. Oczekiwałam rozwiązania zagadki, nad którą zastanawiałam się przez ponad czterysta stron; oczekiwałam, że przeplatanka doprowadzi przynajmniej niektóre nitki do punktu stycznego. Nie wystarczyło mi tyle, ile zaproponował autor, abym czuła się usatysfakcjonowana. Panie Murakami, tak się nie robi. Biblioteka jest teraz zamknięta, a ja chcę wiedzieć więcej...
***********
Recenzja wcześniej opublikowana na moim blogu.

2 komentarze:

  1. Nic nie czytałem tego autora i jakoś nie potrafię się przemóc. Sam nie rozumiem tego. Ale z pewnością w najbliższym czasie coś dodam do listy

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałem podobne odczucia - niedosyt i ciekawość: co dalej. Na nie-pocieszenie powiem, że po drugim tomie jest podobnie. Albo gorzej, bo na trzeci trzeba dłużej czekać...

    OdpowiedzUsuń