wtorek, 17 grudnia 2013

Tańcz, tańcz, tańcz


Czarodziej, który stał się magikiem
Był sobie autor, którego powieści czarowały. Oczywiście, nie zawsze, nie wszystkich, jednak jaka przyjemność była w czytaniu, wpasowywaniu słów we własne przeżycia i odczucia. Autor nie czarował małej grupki osób, a miliony. Dużo mówiono o jego nagrodach i nominacjach, lecz zwykłego czytelnika nie obchodziły one za nic. Po prostu, wyciągał kolorową książkę, siadał w fotelu i wchodził do krain odległych, magicznych, wyczekiwanych z utęsknieniem. W tle grała muzyka, jazz, klasyka, popularna. Zespoły znane z przeszłości, artyści przyszłości.

Jednak książek nie można było brać za dużo. Jedna na kilka miesięcy wystarczała, żeby w niej się zatopić. Wiadomo jednak, niektórzy wytrzymać nie umieją, czytają książki jedna po drugiej i magia powoli znika...

W tej historii zniknęła pod koniec. Pękła jak bańka mydlana, rozpłynęła się i ślad po niej nie został. Jednak na początku, w starym hotelu, gdzie istnieje przejście do innego świata, była. Była też we wszystkich opowieściach, w przemyśleniach bohatera, opuszczonej nastolatce, genialnej artystce, nieciekawym poecie, morderstwach, na komisariacie. I czytelnik płynął przez opowieść, czasami odnajdując siebie, czasami swoje myśli, czasami szczegóły, które nie pasowały do realnej układanki.

W gąszczu słów natykał się przede wszystkim na bohaterów. To ich myśli i ich samotności szukał, by znaleźć namiastkę własnej. Oni byli, czekali jak zawsze, swoim postępowaniem wywoływali przemyślenia. Pokazywali drogę życia, poruszali tematy zapomniane. Nie byli szarymi, chociaż tak trzeba by ich nazwać. Z powodu niedoboru przedziałek.

Takich bohaterów za każdym razem i ja szukałam w tych książkach. I znajdowałam, i było nam dobrze razem w ciszy, z muzyką w tle. Tego potrzebowałam, nie było więc mowy o zdziwieniu, złoszczeniu się i okazywaniu niechęci. Lubiłam te powtórzenia, praktycznie jeden szablon głównych bohaterów. Takich brakowało mi w literaturze przeze mnie czytanej, tacy mogli słuchać mnie godzinami.

Nie mówiąc już o muzyce, która jak zawsze przenikała, towarzyszyła, współtworzyła, przygrywała.

Nawet akcja, ciekawa, tutaj choć powinna być zadziorna (morderstwo, artyści), blaknie. Zawsze coś osiąga się kosztem czegoś, a tutaj, choć śniegu nie ma, zimowa wydaje się być ta opowieść, wyniesiona ponad oklepane reguły i zasady. I przez to chyba tak cieszy.

Bo podsumowując, to jest książka bardzo dobra. Wręcz świetna! I zapewne kiedyś, gdy zmęczy mnie wszystko, gdy zapomnę, czy może gdy po prostu nie będzie mnie, wrócę do tej książki.

Więc dlaczego z czarodzieja stał się Murakami magikiem? Bo gdy przeczytałam trzy książki tego autora, jedna po drugiej, wyłonił się cały, niebanalny, choć troszkę już przetarty temat i szablon. I podobnie jak autorka krótkiego tekstu, zobaczyłam, że to nie Literatura, tylko produkt. Dobry, ale. Produkt.

A takie odkrycia zawsze bolą.

"Tańcz, tańcz, tańcz" H.Murakami, wyd.Muza, 2006, tł.A.Zielińska-Elliot

czwartek, 12 grudnia 2013

"Kafka nad morzem"

Przy tej książce słowa wirują...

...układają się w dziwne konstelacje, łączą i oddziałują na siebie. A potem przewracamy ostatnią stronę, słowa uciekają, nie chcą w myślach tworzyć spójnej całości, więc zostają tylko kolory i nic nie znaczące zdania.

Niebieski.

Zielony.

Pomarańczowy.

Niewielki związek ma to z samą powieścią, w której kolory nie grają znaczącej roli. Murakami ma słowa, myśli. Przewaga czy może jedynie niewidoczne połączenie z naszymi kolorami?
"Kafka nad morzem" to opowieść w której po raz kolejny wszelkie możliwe światy łączą się w całość, 
oddzielając się od siebie cienkimi liniami. Zaczyna się zwyczajnie. Jest chłopiec. Introwertyk, dojrzały jak na swój wiek - pierwiastek łączący z innymi powieściami autora. Jest klątwa, zabójstwo, jest analfabeta. Dwie historie toczą się niezależnie od siebie, jednocześnie praktycznie się ze sobą łącząc. Przed oczami pojawiają się ludzie. Różni, samotni, zagubieni, zadowoleni. Są retrospekcje, dziwna opowieść wojenna...

Albo inaczej - czego tam nie ma. Gdy teraz chce się o tym wspomnieć, zalewa nas fala stylów, figur, postaci, nawiązań. Przedziwny chaos, który zapewne znajdzie się w analizie tej książki, chociaż w samej książce go nie ma. Murakami posiada ten dziwny dar sterylnego i osobliwego pisania, który pozwala mu otwierać przed nami światy, czas i myśli bez uczucia zagubienia, oszołomienia czy przesytu.

Oczywiście jest jednocześnie to po części filozoficzne spojrzenie z różnych stron na nasze życie. Czasem zadziwiające, czasem jedynie upewniające, zawsze żyjące. Przede wszystkim - uspokajające. Są też nieodłączne nawiązania muzyczne, postacie z którymi po części utożsamiamy się. Są myśli, nuty, wspomnienia.

Murakami umie prowadzić czytelnika, umie prowadzić akcję. Jeśli gdzieś są niedociągnięcia, zostają one zatuszowane przez emocje czytelnika.
Oczywiście, nie każdego. Jak to z książkami bywa.
Jednak jeśli emocje już są, ostatnią rzeczą jest spojrzenie na tę książkę w miarę obiektywnie.

Zostaje więc odłożenie jej na półkę, schowanie wszelkich notatek czynionych na skrawkach papieru, paragonach, marginesach książki i zamknięcie oczu.

Zielony.

Żółty.

Lazurowy.

"Kafka nad morzem", wyd.Muza, 2010, tł.A.Zielińska-Elliot

sobota, 9 listopada 2013

"1Q84" tom 3 - Haruki Murakami

Rok wydania – 2011
Liczba stron – 512

 

Ta trylogia to było moje pierwsze spotkanie z tym autorem. I upewniłam się, że na pewno nie ostatnie. Zauroczył mnie swoim światem i z pewnością gdy już autor mnie poruszył to nie pozwolę mu odejść.

 

Aby nie zdradzić za wiele z fabuły powiem tylko, że Aomame ukrywa się przed członkami sekty i odmawia starszej pani przeniesienia w dalekie i bezpieczniejsze miejsce. Czeka. Na kogoś. Tengo wyjeżdża, by zająć się umierającym ojcem i odkryć rodzinną tajemnice. 

 

„Co się kołaczę na granicy podświadomości?”

 

Uważam tę część trylogii za najsłabszą. 

 

Oceniając kompleksowo te książki są rewelacyjne. Wspaniale wykreowane postacie, wielowątkowa historia trzymająca w napięciu. Piękny język. Prosty, a jednocześnie z urzekającą nutką poezji. Idealnie dopracowany. Już kiedyś wspominałam, że dla mnie znakiem rozpoznawczym jest sposób pisania Murakamiego, a w szczególności ten właśnie język. Dopracowany, jakby od linijki. Dzięki temu czyta się jego powieści z przyjemnością. Jakby poprawiał je Tengo… Jednakowoż pewne rzeczy wydają mi się przedziwne. Jedną z nich są nieustanne powtórzenia. Te same wyrażenia czy myśli przewijają się w głowach bohaterów nieustannie (przykładowo: małe piersi Aomame). Zdziwiło mnie to i w sumie nawet troszkę rozdrażniło. Jednakże wierzę, że był to zabieg celowy. W końcu co jak co ale właśnie język autora jest „jak od linijki idealny”.

 

„Ciągnie swój do swego, ale jak to mówią trzeba węża by schwytać węża.”

 

Wielowątkowa fabuła – na pierwszy plan wysuwa się historia miłości, dość nieprawdopodobna, gdyż powstała właściwie po jednym dotyku. Tylko mnie nie wydaje się nierealne miłość trwająca przez dwadzieścia lat bez żadnego kontaktu? Osnuta jest ona na fantastycznych zdarzeniach. Do tego możemy zaobserwować wątki bardziej społecznie zaangażowane – potępienie przemocy wobec kobiet, molestowania dzieci, sekt religijnych, dyskryminacja kobiet. 

 

„Dzikie zwierzęta w ludzkich ubraniach”

 

Tym razem układ rozdziałów jest odrobinę zmieniony. Naprzemiennie narrator opowiada historię z perspektywy trzech osób – Aomame, Tengo i Ushikawy. Według mnie to był dobry pomysł. Perspektywa Ushikawy wprowadziła trochę świeżości i nowego spojrzenia na losy głównych bohaterów. Ponadto polubiłam tego w całej rozciągłości negatywnego bohatera. Może odrobinę się z nim utożsamiam? Ale to nieważne.

 

„Wpatrywał się w rozmówcę wzrokiem jaki mają mądre ryby.”

 

Co do bohaterów to jak sama akcja byli wyjątkowo nietypowi. Wiadome jest, że autor nie mógł ich wykreować na zwykłych śmiertelników, jednak na chociaż trochę hmm… bardziej ludzkich. Postaci jedynie siedzą i rozmyślają patrząc przy okazji na księżyc, a raczej dwa księżyce. Są nieporuszeni nawet w sytuacjach stresowych, a wszelkie okoliczności odbiegające od normy przyjmują jako coś normalnego. Ponadto zaskakująca jest ich inteligencja ujawniająca się w szybkim łączeniu nielogicznych faktów. Trochę to dla mnie naciągane, jednak po cóż ja doszukuje się logiki w tamtym świecie?

 

„Brak logiki i za mało życzliwości.”

 

Te książki były rewelacyjnym przeżyciem. Wciągnęły w niewiarygodny świat, absurdalne zdarzenia nakładały się na siebie w taki sposób, że czytelnik wierzy w nie bez zastrzeżeń. Wszystko było takie surrealistyczne, takie niezwykłe, pomysłowe. Takie pokłady wyobraźni! Taka historia! Opuściłam świat 1Q84 z bólem, gdyż boję się, że żadna inna książka już do tego stopnia mnie nie zaczaruje.

„Im jaśniejsze stają się fakty tym bardziej oddala się prawda.”

No i zakończenie. Jak dla mnie wyjątkowo niefortunne. Żaden wątek według mnie nie został wyczerpany do dna. Sądziłam, że autor wyjaśni nam wszystkie wątki i z klasą i czyściutko zamknie wszelkie wątki. Po raz kolejny potraktuje treść „od linijki”. Jednak tak się nie stało. Czuję ogromny niedosyt, nie mam nawet żadnych podstaw by „dopowiedzieć” sobie zakończenie. Autor załatwił sprawę po macoszemu. Miałam wrażenie, że kilka ostatnich stron zostało wyrwane. Pozostaje pustka i niedosyt.

„Bóg który jej strzeże ma czasem ręce splamione krwią.”

Już o tym wspominałam, ale wspomnę jeszcze raz. Piękne okładki! Rewelacyjne i wpasowujące się w treść. Właśnie tak widzę te książki – psychodeliczne, surrealistyczne...

Zakończenie mnie rozczarowało, jednak oceniając całokształt ta trylogia jest dla mnie zjawiskowa dlatego też 10/10.

"1Q84 tom 1 i 2" Haruki Murakami


Owe książki to moje pierwsze spotkanie z prozą Murakamiego. Pierwsze i bardzo udane. Jestem pewna, że sięgnę po inne jego dzieła. Recenzja jest jedna ponieważ czytałam je bezpośrednio po sobie.
Ciężko opowiedzieć fabułę. Jest ona wielowątkowa, ale autor bardzo zgrabnie ją prowadzi. W taki sposób, że czytelnik bez problemu znajduje się w akcji, mimo że tak naprawdę nic się nie wyjaśnia. Treść jest mocno rozbudowana. Momentami miałam wrażenie, że nic się nie dzieje, natomiast kartki powieści są regularnie przewracane.
Murakami zbudował fantastyczny świat. Akcja rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości roku 1984. Główni bohaterowie przenoszą się do 1Q84 chociaż nie od razu się orientują w sytuacji. To wręcz niesamowite z jaką lekkością Murakami tworzy równoległe światy. Wspaniałe jest to, że czytelnik nie ma żadnego problemu, by wejść do tego świata i się w nim odnaleźć. Wszystko jest logiczne, spójne i poukładane. Widać, że jego wyobraźnia nie ma granic, a to jak ma się rozwijać fabuła zostało drobiazgowo przemyślane. To wręcz przerażające, że rzeczy nierealne można opisać w sposób tak bardzo autentyczny. "Powietrznej poczwarki" można było wręcz dotknąć, poczuć jej fakturę. Jego pomysł na książkę jest całkowicie niesamowity. Styl posiada taką naturalność. Do tego jego bezpretensjonalne wtrącenia filozoficzne są bardzo przyjemne w odbiorze. Podziwiam tego autora i trafia on do grona moich ulubionych.
Męski główny bohater ma na imię Tengo, wykłada matematykę na kursach przygotowawczych na studia, do tego piszę własną książkę. Prowadzi spokojne samotne życie, bez większych dramatów. Aż do momentu gdy zgodzi się poprawiać powieść młodej autorki Fukaeri. Gdyby trzeba było określić dziewczynę jednym słowem byłoby to słowo – fascynująca. Ta osoba składa się z tajemnic. Ma dziwny sposób bycia, wyraża się krótkimi zdaniami pozbawionymi ekspresji, jest piękna i frapująca.
Drugą bohaterką jest Aomame. Jest dość młodą kobietą, z wąskimi ustami i małymi piersiami. Pracuje jako masażystka i trenerka sztuk walki. Po godzinach zabija mężczyzn znęcających się nad kobietami.
Znają się oni z przeszłości. Bardzo podoba mi się pomysł z zazębianiem ich żyć. Skojarzyło mi się to z tragizmem antycznym. W nim każda droga prowadzi do tragedii. U Murakamiego wszystko prowadzi bohaterów do siebie. Nieustannie się przyciągają, drepczą sobie po piętach. Gdy ona wychodzi z pokoju, on wchodzi tylnymi drzwiami, a jej zapach wciąż unosi się w pomieszczeniu…
Ogólnie rzecz ujmując – postacie są nakreślone rewelacyjnie, idealnie przemyślane, każda z indywidualnym charakterem. Ich osobowości są wielowarstwowe, co wynika ze złożoności przeżyć, i różnorodności ich doświadczeń. Wszelkie działania mają uzasadnienie.
Książki podzielone są na rozdziały. Naprzemiennie głównym bohaterem jest Tengo lub Aomame. Tekst podzielony jest na trzy tomy. Treść jest obszerna, więc rozumiem sens dzielenia jej w ten sposób. Jednakże trochę drażni fakt, że ni z tego ni z owego akcja się nagle urywa, bez żadnej przyczyny, żadnego rozwiązania. Żadnej puenty.
Tekst jest idealny, w pewnym momencie wymyśliłam sobie, że chyba poprawiał go Tengo… Opisy są tak poprawne i rozbudowane, że niektóre wręcz zbędne. Obsesyjnie wręcz dokładne. Przykładowo uważam za niepotrzebne dokładne opisanie przyrządzania posiłków, oglądania wiadomości itp.
Murakami tworzy niesamowite historie. I pewne jest to, że jeśli raz zaczniemy czytać książki tego autora to wsiąkniemy w jego klimat. Od kiedy skończyłam te dwa tomy pałam szczerą namiętnością do jego czarodziejskiego realizmu. Taka jedyna w swoim rodzaju atmosfera. Tajemniczość unosząca się nad stronami książki.
Oczywiście jak zwykle pod koniec drugiej księgi pojawiły się nowe pytania, a prawie żadnych odpowiedzi. Dowiadujemy się trochę więcej niemniej wciąż czuję niedosyt informacji. Dlatego też nie mogę się doczekać kontynuacji.
Okładki są śliczne. Wydawnictwo Muza świetnie się spisało. A raczej spisuje, bo to ono wydaje wszystkie powieści Murakamiego.

czwartek, 7 listopada 2013

1Q84 - tom 1

Nie jestem jedyną osobą, która zastanawia się, co  [sensownego] napisać o 1Q84 Harumi Murakamiego. Trudno mi ogarnąć wrażenia z czytania, bo są bardziej na poziomie emocjonalnym, niż poznawczym. Podobało mi się, ale w zasadzie nie wiem dlaczego. Bo styl pisania Japończyka, na tyle, na ile zdążyłam go poznać, na podstawie lektury trzech książek, jest dosyć daleki od mojego racjonalnego umysłu: pozornie prosty (by nie powiedzieć zbyt prosty), opisujący jakieś banalne sprawy, ale im dalej w las, to staje się to coraz bardziej zakręcone. Bohaterom, którzy pragną raczej świętego spokoju, niż zaangażowania przydarzają się dziwaczne rzeczy, rzeczy, które w poukładanym świecie nie mają racji bytu. 1Q84 jest skonstruowane właśnie według tego schematu. Z początku niby niewiele się tu dzieje, poznajemy głównych antagonistów powieści: Aomame i Tengo, którzy żyją sobie niczym wolne elektrony, zajęci swoimi sprawami. Ona jest instruktorką sztuk walki, on matematykiem i początkującym pisarzem. Ich losy gdzieś tam się przetną, ale gdzie i kiedy? Póki co funkcjonują w światach równoległych, ale nawet bez ich wspólnej historii (czytelnik zapewne spodziewa się jakiegoś love story) książka się rozkręca: pojawiają się nowe, intrygujące, wręcz kryminalne wątki, a atmosfera się zagęszcza. Pierwszy tom to właściwie wstęp do dalszej opowieści i gdybym nie wiedziała, że to trylogia, to jego zakończenie by mnie zmroziło.

Widzę to tak, że bohaterowie Murakamiego są do siebie bardzo podobni: to na ogół ludzie prowadzący samotniczy tryb życia, oderwani od rzeczywistości. Wydają się wręcz ograniczeni… Nie mają szerokiego kręgu rodziny, ani znajomych, nie przejawiają gorących uczuć w stosunku do bliźnich, są raczej skryci i tajemniczy. W naszej zachodniej, ekstrawertycznej kulturze zakrawa to na ewidentne dziwactwo. I na tej właśnie skrytości Murakami buduje fabułę. Bo kto wie, co kryje się za zamkniętymi drzwiami? Niekoniecznie domu, a raczej umysłu? Niekoniecznie, żeby „coś się działo”, musi się dziać naprawdę, w realnym, namacalnym świecie. Może pisarz sugeruje, jak pokręcone mogą być nie tyle ścieżki naszego życia, ale ścieżki naszego umysłu. Że być może nie wychodząc na zewnątrz grozi nam zapętlenie się w samym sobie.

W 1Q84 znajdziemy, mistrzowsko wplecione w fabułę różne smaczki. Kogoś mogą nie interesować nawiązania do Czechowa, czy Orwella, ale zapewne zaciekawi go historia Aomame i Tengo. Podobało mi się, w jak prostych słowach autor pisze o bólu emocjonalnym, o niepokojach dręczących bohaterów. Trudno też, czytając 1Q84 nie zastanowić się nad negatywnymi zjawiskami współczesnej cywilizacji. Japończyk podnosi bardzo wyraźnie pewne społeczne problemy: przemocy wobec kobiet, sekt religijnych, korupcji.  Poza tym Murakami wciąga też czytelnika w swój świat, opowiadając o… o pisaniu właśnie: o warsztacie pisarza, odczuciach towarzyszących tworzeniu, a także o machinie wydawniczej. Mamy więc tu coś i dla tych mniej i bardziej wymagających czytelników, co jest pewnym ukłonem w stronę komercji, ale zgrabnie wykonanym.

Mnie nie zachwyca kreatywność pisarza (bo czytałam już rzeczy o wiele lepsze pod tym względem), ale raczej sposób, w jaki potrafi przekazać skomplikowane treści, tak, że niektórzy czytelnicy reagują na to, jakby w nich piorun strzelił. Konfuzja, a jednocześnie oczarowanie. Murakami buszuje w naszej podświadomości. Stąd pojawiające się w jego twórczości wątki na poły fantastyczne, na poły magiczne, niezrozumiałe. Jest w tej prozie coś bardzo niepokojącego, ale zarazem wciągającego. Taka jest naprawdę dobra (by nie powiedzieć wielka) literatura: niby prosta, a jaka wieloznaczna. Murakami potrafi rzucić czar.

Haruki Murakami, 1Q84 - t.1, Wyd. Muza, 2010

recenzja z bloga Dzień później

Haruki Murakami: "Norwegian Wood"



Autor: Haruki Murakami
Tytuł:
"Norwegian Wood"
Wydawnictwo:
Muza
Stron:
472


"Chciałabym tylko móc zachować się jak zwykła egoistka. Prawdziwa egoistka. Na przykład mówię, że chcę ciastko biszkoptowe z truskawkami, ty rzucasz wszystko i biegniesz je kupić. Wracasz zziajany i podajesz mi je: 'Proszę, Midori, oto ciastko z truskawkami', a ja mówię: 'Nie mam już na nie ochoty' i wyrzucam przez okno. Czegoś takiego potrzebuję. (...) Chcę, żeby mój chłopak powiedział: 'Zrozumiałem, Midori. Myliłem się. Powinienem był się domyślić, że stracisz ochotę na to ciastko. Jestem głupi jak osioł i gruboskórny. W ramach przeprosin polecę jeszcze raz i kupię coś innego. Co byś chciała? Mus czekoladowy? A może sernik?' "


Toru Watanabe sięga pamięcią do swojej młodości, lat sześćdziesiątych w Tokio, czasów studenckich. W jego wspomnieniach przeplatają się ze sobą historie dwóch dziewczyn, dwóch miłości, dwóch burzliwych związków o zupełnie odmiennym charakterze. Naoko to koleżanka jeszcze z lat licealnych – dziewczyna najlepszego przyjaciela, który popełnił samobójstwo. Śmierć Kizukiego wpłynęła dramatycznie na oboje. Przez lata nie mieli ze sobą kontaktu, aż przebiegły los znów skrzyżował ich ścieżki. Wspomnienie chłopaka odbija się echem w każdej ich rozmowie. Naoko to dziewczyna poturbowana przez los o depresyjnej naturze. Watanabe ze wszystkich sił stara się jej pomóc, czując się z nią blisko związany.

Zupełnie inną dziewczyną jest Midori
, koleżanka ze studiów. To otwarta, swobodna dziewczyna, lubiąca długie rozmowy o seksie. Watanabe rozdzielony z Naoko, przebywającą na terapii, zbliża się do Midori. Obie są dla niego ważne, znajomość z nimi kształtuje jego osobowość, wpływa na postrzeganie świata. Gdzieś pomiędzy przyjaźnią, miłością, życiem i śmiercią, chłopak przeradza się w mężczyznę. Wydarzenia rozgrywające się w czasach studenckich nigdy nie zostaną przez niego zapomniane…

Książka to nostalgiczna, delikatna, ulotna.
Pełna bólu i dramatycznych splotów. Akcja posuwa się powoli, bohaterowie oswajają się ze sobą, dni płyną swoim własnym, nieprędkim rytmem. Dużo w tej powieści pytań pozostawionych bez odpowiedzi, myśli rzuconych na wiatr, zagadek nigdy nie rozwiązanych, dramatów bez wyjaśnienia „dlaczego?”. Bardzo zżyłam się z bohaterami tej powieści, szczególnie z Naoko, piękną dziewczyną o chorej główce. Murakami stworzył elektryzująca, zagadkową postać – dziewczynę, której nie potrafi zrozumieć nikt, łącznie z nią samą, ogarniętą lękami, kruchą jak szkło. Aż chciałoby się ją przytulić, uspokoić. Jednocześnie mamy świadomość ile na świecie jest osób z podobnymi traumami. I jak bardzo sami potrzebujemy pomocy…

„Norwegian Wood” nie jest powieścią dla tych, którzy cenią wartką akcję, intrygę i dominację dialogów. Choć
sporo tu również dobrego humoru i śmiałych scen erotycznych, powieść ta jest delikatna, refleksyjna, rozmyta. Trzeba się do niej odpowiednio nastroić, przygotować. Jednak dla wszystkich lubiących takie klimaty, będzie na pewno niezapomnianą wędrówką, także po nieodkrytych obszarach własnej podświadomości. Zostawia po sobie ślad. 

bsz

Recenzja z bloga: http://beata-szy.blogspot.com 

Haruki Murakami: "Na południe od granicy, na zachód od słońca"





Autor: Haruki Murakami
Tytuł: "Na południe od granicy, na zachód od słońca"
Wydawnictwo: Muza
Stron: 232

„Po pewnym czasie rzeczy twardnieją. Jak cement w wiadrze. I nie możemy już wrócić. Chcesz powiedzieć, że cement, z którego jesteś zrobiony, stwardniał, więc nie możesz być już kimś innym.”

Lubię to, jak Murakami tworzy swoich bohaterów. To postacie, o których wciąż niewiele wiemy u schyłku powieści. Są nostalgiczne, melancholijne, tajemnicze. Szczególnie kobiety – pojawiają się, nosząc w swoim wnętrzu, często niewypowiedziane do końca. I sposób, w jaki autor traktuje uczucia, miłość – jako siłę, która gna do siebie ludzi, pozostawiając w nich trwałe ślady nawet, wtedy, gdy los ich rozdziela. O tym wszystkim i zarazem wcale nie o tym jest powieść „Na południe od granicy, na zachód od słońca”.

„Wtedy jednak nic nie rozumiałem. Nie rozumiałem, że mogę skrzywdzić kogoś tak straszliwie,że osoba ta już nigdy nie dojdzie do siebie. Że można, po prostu żyjąc, zranić inna istotę tak bardzo, że rana ta już nigdy się nie zagoi.”

Hajime, jako dorosły mężczyzna, mając u swego boku żonę i dzieci, wciąż roztrząsa swoje smutne dzieciństwo i pierwszą miłość, zupełnie wówczas nieuświadomioną, do kalekiej dziewczynki, Shimamoto. Widmo tej postaci nieustannie go prześladuje – gdy tylko dostrzega gdzieś dziewczynę powłóczącą nogą, momentalnie przywodzi mu to na myśl beztroskie lata dzieciństwa z najlepszą przyjaciółką. Ich drogi jeszcze się zejdą...

„Hajime, na zdjęciach nie wszystko widać. To tylko cienie. Prawdziwa ja znajduje się gdzieś daleko. A tego nie widać na zdjęciu.”

Lubię w Murakamim właściwie wszystko. Nawet to, że wprowadza bohaterów w ten oniryczny, niejasny świat, i równie gwałtownie ich stamtąd wyrywa. To, że tylko on jeden zna prawidła rządzące tą rzeczywistością i zataja je przed czytelnikiem. Nie zależy mu na zaspokojeniu naszej ciekawości. Kluczem do tych opowieści jest właśnie pozostawienie otwartych miejsc. O uczuciach przenikliwych, intensywnych i bezkresnych, nie zawsze spełnionych, nie zawsze prowadzących do spełnienia, ale mimo to takich, o których się marzy...

”Wydawało nam się, że wiele wspólnie zbudowaliśmy, ale nie udało nam się osiągnąć ani jednej rzeczy. Życie układało nam się zbyt łatwo. Byliśmy zbyt szczęśliwi.”

bsz

Recenzja z bloga: beata-szy.blogspot.com

Haruki Murakami: "Kafka nad morzem"



Autor: Haruki Murakami
Tytuł: "Kafka nad morzem"
Wydawnictwo: Muza
Stron: 624


„Uświadamiam sobie, że łączy mnie z nią przynajmniej jedno: oboje jesteśmy zakochani w kimś, kogo już nie ma na tym świecie.”

Murakami kolejny raz i znów mi się podoba. Myślę, że w „Kafce nad morzem” przede wszystkim trzeba docenić nietuzinkowych bohaterów. Każdy z nich to unikalny przypadek. Po pierwsze – tytułowy Kafka Tamura. Piętnastoletni chłopak, niezwykle bystry i zaradny życiowo. Kafka ucieka z domu, próbując uniknąć przerażającej przepowiedni ojca (niczym Edyp w tragedii antycznej). Chroni się na wyspie Shikoku i trafia do tajemniczej biblioteki, która wkrótce stanie się jego domem zastępczym. Poznaje tam Oshimę (kreacja mistrzowska, nie spotkałam jeszcze w literaturze takiej osobliwości), pracownika biblioteki i panią Saeki, dyrektorkę. Z obojgiem połączy go więcej, niż mógłby przypuszczać. Kiedy ojciec Kafki zostaje zamordowany, uwalnia się jakaś energia, i zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Śladem Kafki wyrusza pan Nakata, ujmujący staruszek-analfabeta, który potrafi rozmawiać z kotami i jego przypadkowo poznany towarzysz – młody kierowca, Hoshino. Mają do wykonania ważną misję, która znacząco wpłynie na życie młodego chłopca.

„Dawno temu świat nie składał się z mężczyzn i kobiet, a z męskich mężczyzn, kobiecych kobiet i kobieto-mężczyzn. To znaczy, że każdy miał w sobie elementy dwóch płci. Wszyscy byli zadowoleni i żyli sobie beztrosko. Lecz Zeus przeciął wszystkich nożem na pół. Dokładnie na połowę. W rezultacie na świecie zostali tylko mężczyźni i kobiety i teraz wszyscy żyją, błądząc tu i tam w poszukiwaniu swojej drugiej połowy.”

Jak to u Murakamiego, w codzienność wkradają się siły nadprzyrodzone, zjawiska nie do wyjaśnienia. „Kafka nad morzem” to powieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, odkrywaniu prawdy, dorastaniu, poznawaniu świata. Każdy z bohaterów odbywa swoją drogę, dosłownie (przemieszczając się z miasta do miasta), jak i w przenośni. Każdy z nich dostrzeże w sobie zmiany, dokona transformacji. Poza tym „Kafka nad morzem” doskonale łączy w sobie różne literackie motywy i toposy, traktuje też o filozofii, sztuce, muzyce. Sercem powieści jest biblioteka – symbolizująca wiedzę, gromadzoną od pokoleń. Biblioteka będąca jednocześnie przechowalnią wspomnień, ludzkim wnętrzem, duszą.

„Zabiorę cię teraz do biblioteki. A ty staniesz się jej częścią.”

Czytając odnosi się wrażenie, że wyobraźnia autora nie ma granic. Zjawiskowość postaci, które stawia na naszej drodze, perypetii, jakich doświadczają, mnogość wątków... Świat stworzony przez Murakamiego wzrusza, rozśmiesza, czasem przeraża, czy wywołuje nawet wstręt. Autor nie boi się pisać o ludzkiej seksualności w sposób bezpośredni i prowokacyjny. Nie boi się wtłaczać w swoich bohaterów bestialskich zachowań. Nie brak tu też naprawdę mocnych scen pod względem humorystycznym. Pan Nakata i Hoshino stanową widowiskowy duet. Dialogi, jakie mają między nimi miejsce, są rewelacyjne. Znacie to uczucie, kiedy śmiejecie się na głos nad książką, a ludzie wokół dziwnie reagują, nie wiedząc co jest grane? Z „Kafką nad morzem” o to łatwo. Czasem zaśmiewałam się do łez. Innym znów razem ubolewałam, że niektóre sytuacje muszą rozegrać się tak, a nie inaczej.

„Szukam odpowiednich słów. Potrzebuję chłopca zwanego Kawką, lecz nigdzie go nie ma. Sam szukam słów. Zajmuje mi to dużo czasu.”

Murakamiego czyta się też dla zdań. Takich, które zapadają głęboko w sercu. Starałam się umieścić w recenzji kilka z nich.

„- O ile mi wiadomo, po raz pierwszy pojęcie labiryntu stworzyli mieszkańcy starożytnej Mezopotamii. Wyciągali zwierzęce, a czasami prawdopodobnie ludzkie, jelita i wróżyli z nich. Bardzo podziwiali te skomplikowane kształty. Dlatego podstawą kształtu labiryntu było jelito. To znaczy, że zasada labiryntu znajduje się wewnątrz ciebie. I odpowiada labiryntowości będącej na zewnątrz ciebie.
- Metafora.
- Tak. Podwójna metafora. To, co jest na zewnątrz ciebie, jest odbiciem tego, co masz w sobie, a to, co masz w sobie, odzwierciedleniem tego, co na zewnątrz. Dlatego bardzo często wejście w labirynt na zewnątrz oznacza wkroczenie w labirynt, który masz w sobie. To bardzo niebezpieczne.”


Będzie mi brakować rezolutnego Kafki, jego zwięzłych wypowiedzi, ulubionych grzanek i wrażliwości. Myślę, że po przeczytaniu książki Wy też zapragnęlibyście go poznać.

„Coś, co było zamarznięte w twoim sercu, wydaje dźwięk.”

bsz

Recenzja z bloga: beata-szy.blogspot.com

Haruki Murakami: "1Q84", t. 1




Autor: Haruki Murakam
Tytuł: "1Q84", t.1
Wydawnictwo: Muza
Stron: 480


Za lubimyczytac.pl, bo nie ma sensu się powtarzać, a ujęto tu istotę:

„...tytuł nawiązuje do "1984" George'a Orwella; po japońsku wyraz "dziewięć" wymawia się jak angielskie Q, a q nawiązuje do słowa "question" - pytanie".

I ostrzegam, że mogłam się dać w tej recenzji ponieść na tyle, że zdradziłam trochę za dużo ze swoich domysłów, więc nieznający jeszcze tej trylogii proszę niech czytają baardzo pobieżnie :)

Aomame to niespełniona życiowo instruktorka sztuk walki, darząca uczuciem wspomnienie chłopca poznanego w dzieciństwie. Po pracy morderczyni na zlecenie, w której krzywdy innych kobiet wyzwalają chęć zemsty. Tengo wykłada matematykę, a w wolnym czasie pracuje jako redaktor, stara się też napisać własną powieść. Jak szybko się domyślimy – tych dwóch bohaterów, których losy poznajemy naprzemiennie, już kiedyś się spotkało. Choć ich ścieżki dawno się rozłączyły (i to w osobliwy sposób), można odnieść wrażenie, że wszystko zmierza ku temu, by połączyć je znowu. Tylko, że gdy w grę wchodzi realizm magiczny, rzeczy najprostsze okazują się najbardziej skomplikowane.

Choć to dopiero pierwsza część trylogii, Murakami zasygnalizował parę możliwości interpretacyjnych tej powieści, a wszystkie czynią ją tak unikalną, że znów siedzę i myślę jak bardzo lubię tego autora i sposób w jaki nagina rzeczywistość. Punktem wyjścia dla „1Q84” jest „Rok 1984” G. Orwella. O książce tej wspominają bohaterowie, przywołując obraz Wielkiego Brata i możliwość napisania świata na nowo, gdy zastana rzeczywistość wydaje się zbyt brutalna. To stanowi punkt zwrotny w książce – od tej chwili, dwie naprzemienne biografie Aomame i Tengo splatają się w jedną historię, dając nam naprawdę niezłego umysłowego kopa. Bo odczytywany przez nas obraz nagle zyskuje drugie dno, i to na kilka sposobów. Mowa tu zarówno o rzeczywistości alternatywnej, o „książce w książce”, o tworzeniu „na żywo”, o bohaterach zarówno rzeczywistych jak i całkowicie wymyślonych. Tengo wymyśla świat, w którym na nocnym niebie pojawiają się dwa księżyce. Jest pisarzem, tworzy. Aomame zdaje sobie sprawę z tego, że świat, jaki dotąd znała przepadł, że znalazła się w innym wymiarze. Czy jest osobą, czy tylko postacią fikcyjną, bohaterką książki, która pisze się gdzieś bez jej wiedzy? Czy każdy z nas nie jest takim pionkiem, odbiciem myśli większej siły? Czy Aomame kocha chłopca ze wspomnień, czy to uczucie podsyła jej sercu sam autor, mężczyzna, będący w istocie tym właśnie chłopcem? Czy Tengo wymyśla sobie postać, w której się zakochuje? Czy kiedykolwiek spotkali się w którymkolwiek z tych światów, czy są dla siebie nawzajem tylko wymysłami, czymś co chcieliby, by istniało...? A może wszystko to jest ułudą, i oni naprawdę tam są, trwają, gdzieś obok siebie, nie mogąc się znaleźć? W którym momencie w ten świat wkrada się coś niepojętego, przekraczającego granice poznania? Czy dziwna dziewczynka, Fukaeri, widząca Little People (kimkolwiek są) jest łącznikiem pomiędzy światami równoległymi, współistnieje w obu, a może nie ma pojęcia o zjawiskach, jakie stają się jej udziałem? Zdaje się, że pytania powstające w trakcie lektury nigdy się nie wyczerpują, będzie ich tylko przybywać. To czyni tę pozycję tak wyjątkową, wielowątkową, wielowymiarową. Można się w niej zaczytywać na różne sposoby, można każde słowo odbierać w dwójnasób.

Uwielbiacie to uczucie, kiedy nic nie jest takie, jak się z początku wydaje?
Kiedy strona po stronie odkrywamy coś, czego jeszcze nie jesteśmy w stanie sobie do końca poskładać, ale już przeczuwamy, że wprawi nas w konsternację? Tak właśnie można się poczuć podczas czytania „1Q84” i dla takich przeżyć warto czytać książki!

U japońskiego pisarza zawsze znajduję sobie bohatera, najczęściej płci żeńskiej, który magnetyzuje mnie w szczególny sposób. Tutaj o to miano zawalczyła niesamowita Fukaeri, postać wprost niebywała. Nastolatka posługująca się specyficznym, ubogim językiem – mówi bez znaków przestankowych, krótkimi zdaniami, bez modulacji głosu. W tym stylu stworzyła książkę – a raczej podyktowała, gdyż cierpiąc na dysleksję ma problemy z czytaniem i pisaniem. Na pierwszy rzut oka mogłaby się wydawać niedorozwiniętą, tępą dziewczyną, jednak Fukaeri skrywa w sobie złożoność, której nawet najbliżsi nie są w stanie pojąć. Rozwijała się zdrowo do pewnego momentu, ale uwikłana w kleszczach sekty, poddana koszmarom, jakie chciałoby się przemilczeć, zmieniła się nie do poznania. „Powietrzna poczwarka”, jej dzieło, jest próbą powiedzenia o tym, co zaszło w jej życiu. Ale to książka na tyle metaforyczna i z gatunku fantasy, że odbiorcy nie do końca są w stanie określić, z czym mają do czynienia. A my wprost marzymy o tym, by poznać jej treść. Być może to „1Q84” stanowi właściwy odpowiednik „Powietrznej poczwarki”, być może składają się na nią dzieje instruktorki, Aomame, być może to po prostu wspomnienia Fukaeri, których nie dano nam jeszcze w całości poznać. Wszystko tu stanowi zagadkę i to w tej książce najbardziej urzeka. Czym prędzej trzeba sięgnąć po tom nr 2!

bsz.

Recenzja z bloga: beata-szy.blogspot.com

środa, 6 listopada 2013

Haruki Murakami "1Q84. Tom 3"


Trzeci tom to zgrabna kontynuacja losów Aomame i Tengo, w którą autor umiejętnie wplata kolejny wątek. Śledzimy więc dodatkowo poczynania bohatera, który pojawiał się już we wcześniejszych tomach, prywatnego detektywa - Ushikawy. Główne postacie ciągle żyją w świecie dwóch księżyców, little people i powietrznej poczwarki, a ich spotkanie wydaje się być wręcz nieuniknione.

Aomame poszukiwana jest przez członków sekty, którzy do odnalezienia jej wynajmują, niezwykłego pod względem zarówno umysłu jak i wyglądu, człowieka. Mężczyzna również wkracza do świata "1Q84" i wykazuje się dużą inteligencją i przebiegłością, szybko zbliżając się do poszukiwanej kobiety. Wprowadzenie przez Murakamiego trzeciego wątku wniosło do powieści powiew świeżości, dzięki któremu ta wiele zyskała. Rozdziały dotyczące Tengo i Aomame miejscami stawały się nużące i miałam wrażenie, jakby niektóre sceny były wałkowane któryś raz z kolei, dlatego Ushikawa pozwolił na chwilę wytchnienia od bohaterów, którzy mimo całej sympatii, troszkę się już opatrzyli.
Tymczasem, kiedy Aomame ucieka przed sektą, Tengo czuwa przy łóżku umierającego ojca w mieście kotów, licząc na to, że ponownie ujrzy powietrzną poczwarkę z dziewczynką w środku.

Czy Ushikawa odnajdzie naszą bohaterkę? Czy ta w końcu spotka się z Tengo i czy oboje będą mogli żyć w świecie dwóch księżyców? Odpowiedzi na te pytania przyniesie lektura ostatniego już tomu "1Q84".

Murakami to mistrz tworzenia świata w taki sposób, aby nam się wydawało, że nie jest on kreacją, ale rzeczywistością niezależnie od jego fantastycznych elementów i nietypowych sytuacji jakie przytrafiają się bohaterom. Po lekturze zaczynamy się zastanawiać i podejrzliwie spoglądać w niebo...
Dwa pierwsze tomy, to była tylko rozgrzewka przed tym, co wydarza się w ostatniej części. Murakami po raz kolejny tworzy całkiem odmienną rzeczywistość, która wciąga czytelnika, nie pozwala się oderwać, czaruje i hipnotyzuje. Autor produkuje zupełnie nieprawdopodobne wątki, które w wykreowanym przez niego świecie stają się wręcz oczywistością.

"1Q84" to wszystko, co najlepsze w literaturze. Murakami czerpie z różnych gatunków, tworząc wybuchową mieszankę, która zachwyca pomysłowością oraz przeraża i fascynuje za sprawą świetnie wykreowanych postaci. Po raz kolejny otrzymujemy zgrabne połączenie thrillera, kryminału, romansu i fantastyki.

Zakończenie historii Aomame i Tengo jest, ale jakby go nie było i to chyba moje największe rozczarowanie. Nie tego oczekiwałam na sam koniec. Ale co do otwartości finału "1Q84" - jest to przede wszystkim kwestia gustu... Jednym spodoba się takie rozwiązanie, inni podobnie jak ja, poczują niedosyt.

Polecam gorąco wszystkie trzy tomy "1Q84". Naprawdę warto przenieść się do świata stworzonego przez japońskiego mistrza!

Wydawnictwo: Muza Stron: 509