wtorek, 17 grudnia 2013

Tańcz, tańcz, tańcz


Czarodziej, który stał się magikiem
Był sobie autor, którego powieści czarowały. Oczywiście, nie zawsze, nie wszystkich, jednak jaka przyjemność była w czytaniu, wpasowywaniu słów we własne przeżycia i odczucia. Autor nie czarował małej grupki osób, a miliony. Dużo mówiono o jego nagrodach i nominacjach, lecz zwykłego czytelnika nie obchodziły one za nic. Po prostu, wyciągał kolorową książkę, siadał w fotelu i wchodził do krain odległych, magicznych, wyczekiwanych z utęsknieniem. W tle grała muzyka, jazz, klasyka, popularna. Zespoły znane z przeszłości, artyści przyszłości.

Jednak książek nie można było brać za dużo. Jedna na kilka miesięcy wystarczała, żeby w niej się zatopić. Wiadomo jednak, niektórzy wytrzymać nie umieją, czytają książki jedna po drugiej i magia powoli znika...

W tej historii zniknęła pod koniec. Pękła jak bańka mydlana, rozpłynęła się i ślad po niej nie został. Jednak na początku, w starym hotelu, gdzie istnieje przejście do innego świata, była. Była też we wszystkich opowieściach, w przemyśleniach bohatera, opuszczonej nastolatce, genialnej artystce, nieciekawym poecie, morderstwach, na komisariacie. I czytelnik płynął przez opowieść, czasami odnajdując siebie, czasami swoje myśli, czasami szczegóły, które nie pasowały do realnej układanki.

W gąszczu słów natykał się przede wszystkim na bohaterów. To ich myśli i ich samotności szukał, by znaleźć namiastkę własnej. Oni byli, czekali jak zawsze, swoim postępowaniem wywoływali przemyślenia. Pokazywali drogę życia, poruszali tematy zapomniane. Nie byli szarymi, chociaż tak trzeba by ich nazwać. Z powodu niedoboru przedziałek.

Takich bohaterów za każdym razem i ja szukałam w tych książkach. I znajdowałam, i było nam dobrze razem w ciszy, z muzyką w tle. Tego potrzebowałam, nie było więc mowy o zdziwieniu, złoszczeniu się i okazywaniu niechęci. Lubiłam te powtórzenia, praktycznie jeden szablon głównych bohaterów. Takich brakowało mi w literaturze przeze mnie czytanej, tacy mogli słuchać mnie godzinami.

Nie mówiąc już o muzyce, która jak zawsze przenikała, towarzyszyła, współtworzyła, przygrywała.

Nawet akcja, ciekawa, tutaj choć powinna być zadziorna (morderstwo, artyści), blaknie. Zawsze coś osiąga się kosztem czegoś, a tutaj, choć śniegu nie ma, zimowa wydaje się być ta opowieść, wyniesiona ponad oklepane reguły i zasady. I przez to chyba tak cieszy.

Bo podsumowując, to jest książka bardzo dobra. Wręcz świetna! I zapewne kiedyś, gdy zmęczy mnie wszystko, gdy zapomnę, czy może gdy po prostu nie będzie mnie, wrócę do tej książki.

Więc dlaczego z czarodzieja stał się Murakami magikiem? Bo gdy przeczytałam trzy książki tego autora, jedna po drugiej, wyłonił się cały, niebanalny, choć troszkę już przetarty temat i szablon. I podobnie jak autorka krótkiego tekstu, zobaczyłam, że to nie Literatura, tylko produkt. Dobry, ale. Produkt.

A takie odkrycia zawsze bolą.

"Tańcz, tańcz, tańcz" H.Murakami, wyd.Muza, 2006, tł.A.Zielińska-Elliot

12 komentarzy:

  1. Niestety nie miałam szczęścia spotkać się z którąkolwiek z pozycji autora, a bardzo tego żałuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam.. Ale może kiedyś trafi w moje ręce. :)
    Obserwuję. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo intrygująca i warta przeczytania!

    Pozdrawiam, Anath

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzy książki to za mało... owszem, zdarzają się podobne, szablonowo tytuły, ale większość z nich jest w dalszym ciągu magiczna i unikalna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że jest Was tu trochę, miłośniczek Murakamiego. Szkoda, że zatrzymałyście się na grudniu. Nie wiem, czy któraś z Was przeczytała "Bezbarwnego Tsukuru Tazakiego...", ale polecam.
    Napisałaś, że przeczytałaś trzy książki (mam nadzieje, że lista się powiększyła od tego czasu) i jeśli dobrze zrozumiałam, to powiedziałaś, że są one szablonowe. Tsukuru nie jest taki. Trylogii pewnie też nie czytałaś, a warto. WARTO. Wg mnie to najlepsze powieści tego pisarza, choć przed nimi moją ulubioną była "Na południe od granicy, na zachód od słońca". Myślę nad tym, jakie to trzy książki mogłaś przeczytać. "Tańcz, tańcz, tańcz" na pewno, bo w końcu coś o niej napisałaś. "Przygoda z owcą" i "Norwegian Wood"? Ja zaczęłam od "Kafki nad morzem". Myślę jednak, że najlepiej jest czytać wg japonskich wydać, czyli zacząć od owcy. Bo "Hear the wind sing" i "Pinball" nie zostały u nas wydane, jednak może w końcu w maju... Ja nie mogę się doczekać. Poza tym nawiązując do Twojego czarodzieja i magika, Ty możesz uważać w ten sposób, ale ja po przeczytaniu prawie wszystkich powieści (nie przeczytałam tylko "Końca świata..." i nie skończyłam "Kroniki Ptaka Nakręcacza") cały czas uważam Murakamiego za czarodzieja. Magik jest raczej tandetny, oszukuje zmysły, a czarodziej je pobudza. Moje zmysły są pobudzone. Pewnie ma to też związek z ludzkimi doświadczeniami. Nie wiem, jakie Ty miałaś, ale ja się bardzo utożsamiałam w bohaterami. Teraz jestem w innym punkcie, nie jestem już samotna, a przynajmniej tak się nie czuję, a i tak wciąż magia na mnie działa. Mam nadzieję, że na powrót odnajdziesz w Murakamim czarodzieja. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na rozdanie książkowe na moim blogu.
    Pozdrawiam, Wesołych Świąt! :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. ja czytam pierwszą powieść Murakami - właśnie "Tańcz, tańcz, tańcz" - na razie jestem pod wielkim wrażeniem i czytam z wielką niecierpliwością każdą stronę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba bym się nie podjęła czytania :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Podkreśla błędy i w moim poście żadnego nie podkreśliła , powinno być dobrze . Wszechwiedząca nie jestem i zawsze sprawdzam, po twoim komentarzu sprawdziłam jeszcze raz i nic więc ... oświeć mnie , jeżeli możesz .Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  10. Widzę,że zdania są podzielona,ale chyba sięgnę w wolnej chwili :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Szczerze mówiąc, bałabym się po to sięgnąć xd Japończycy mają specyficzne spojrzenie na świat.
    drewniany-most.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń