wtorek, 20 września 2011

Po drugiej stronie muru. "Norwegian Wood".

Potrzebowałam dużo czasu, aby przekonać się do Murakamiego. Najpierw nie dokończone „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”, dużo później „Sputnik Sweetheart”, który choć interesujący, nie zaszczepił we mnie wszechobecnej miłości do japońskiego pisarza, w końcu „Norwegian Wood” polizany po paru kartkach i odstawiony na półkę na długi czas.

Aż wreszcie nastał dzień, w którym zapłaciłam przez tę powieść karę w biliotece – dzisiaj – a na biurku leży kolejna książka „Kronika ptaka nakręcacza”.

Wsiąknęłam. Utonęłam. „Wzięło mnie”. Przepadłam. Tylę mogę powiedzieć o lekturze „Norwegian Wood”. Poczułam ten klimat – Murakamowski styl kreacji literackich obrazów, a zwłaszcza ten niesamowity sposób budowania napięcia pomiędzy bohaterami, opisywania emocji i procesów myślowych zachodzących w ich głowach.

Więcej na BREDABLIKU

3 komentarze:

  1. U mnie powolutku rozkręcało się z "Nakręcaczem" i po jakichś stu stronach zauważyłam, że już nie będę takim samym człowiekiem jak dotychczas...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nakręcacza będę teraz czytać. Zobaczymy, czy się "nakręcę" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Murakamiego- jest mistrzem, jedynym w swoim rodzaju. Strasznie ciekawią mnie inne jego powieści :>

    OdpowiedzUsuń